Tak, na każdym blogu książkowym taki wpis prędzej czy później się pojawia, chyba że ktoś z założenia czyta tylko ebooki (ale wydaje mi się, że takich osób jest jeszcze niewiele). Wczoraj akurat dotarła do mnie paczuszka z Chin z pewnym uroczym drobiazgiem, więc postanowiłam się nim pochwalić, a przy okazji napisać też o moich innych zakładkach (choć ich nie zbieram, wręcz przeciwnie, gubię).
Zasadniczo jestem ze szkoły zakładania byle czym (najczęściej kartonikami po rajstopach :P ), a jak nic nie mam pod ręką, to kładę książkę grzbietem do góry, ale kiedy zobaczyłam tę słodką, lekko psychodeliczną sówkę, nie mogłam się powstrzymać. Miałam jeszcze jedną metalową zakładkę, z tych długich z wisiorkiem, ale kiedyś... po prostu zniknęła w ogrodzie. Nie wiem, jak to możliwe, że jej nie znalazłam mimo kilku wypraw poszukiwawczych. Tym bardziej szkoda, że dostałam ją w prezencie...
Jeżeli chodzi o klasyczne kartoniki, większość to reklamowe gratisy do książek, od sklepów albo wydawnictw. Mam nadzieję, że kiedyś w nieprzeczytane.pl (ten link to nie reklama, nic z tego nie mam, ale to fajny sklep, polecam) dołożą mi w końcu model z Grumpy Catem! Używam też miniaturowych samoprzylepnych karteczek z sówkami i kotkami.
Czy takie metalowe zakładki nie brudzą książek? Zawsze odnosiłam się do nich z dystansem bo obawiałam się zniszczenia kartek.
OdpowiedzUsuńMnie to akurat zupełnie nie przeszkadza, w ogóle o tym nie myślałam.
UsuńTej jeszcze nie wypróbowałam, druga metalowa nie brudziła.
Ja miałam metalową, która nie brudziła, ale za to nadrywała co wiotsze kartki. Co dziwne, nie była ciężka, po prostu blaszka z wyciętym prostokątnym "języczkiem".
Usuńja lubię kartonikowe zakładki, mam kilka, ale chciałabym jeszcze i jeszcze :D
OdpowiedzUsuńSówka niczego sobie, a i książka Campbella jest bardzo interesująca :) Ja jako zakładek używam widokówek - trudniej zgubić, bo większe.
OdpowiedzUsuńurocza sówka,bardzo fajny pomysł z tymi zakładkami
OdpowiedzUsuń