Obiecałam, że przestanę zaniedbywać ten temat - więc proszę bardzo. Najprostszy przepis świata (nie licząc sypanej szarlotki grysikowej)!
Potrzebujemy tyle samo, wagowo, białego sera (rozgniecionego), mąki i masła (mocno schłodzonego i startego na grubej tarce). Do tego sól i ulubione zioła do smaku (ja najczęściej po prostu sypię prowansalskie albo dalmatyńskie + trochę kminku, ale można sobie dobrać własny zestaw; kiedyś dałam bardzo drobno posiekane mezzaluną oliwki i wyszło nieźle). Całość wyrabiamy niezbyt długo - ma się połączyć, ale nie rozgrzać od rąk, na początku można sobie pomóc nożem. Następnie przykrywamy i do lodówki - teoretycznie wystarczy godzina, ale ja polecam potrzymać dłużej, nawet ze trzy. Potem wałkujemy, kroimy na paski radełkiem, układamy na blaszce wyłożonej papierem, smarujemy roztrzepanym jajkiem, posypujemy czym chcemy (kminek, czarnuszka, słonecznik, sezam, mak...) i pieczemy do skutku (trzeba pilnować, bo ciasto serowe łatwo przypalić!).
Uwaga 1: to ciasto lubi chłód i gorąco. Dlatego, jeżeli mamy go więcej, niż możemy rozwałkować na jeden raz, wyjmujemy z lodówki po kawałku, żeby się nie rozgrzewało. Za to do piekarnika trzeba wstawiać już nagrzanego.
Uwaga 2: podczas pieczenia paluszki rosną dość specyficznie - stają się wyższe, ale węższe. Dlatego można je układać bardzo blisko siebie, nie zrosną się na pewno, a ciasto powinno być rozwałkowane niezbyt grubo, za to pokrojone na paski nieco szersze, niż zakładane wymiary docelowe.
Uwaga 3: z takiego samego ciasta bez soli i ziół można robić słodkie ciastka z owocami albo dżemem.
Ciekawa propozycja, dziękuję Ci :-)
OdpowiedzUsuń