Paskudztwo, ten kryzys czytelniczy. Chyba czasem każdego dopada, właśnie rąbnął i mnie. Nie nazwywam kryzysem czytelniczym tego, że czasem, zamiast czytać, wolę powiązać bransoletki ze sznurka (makrama fajna rzecz, choć dopiero się uczę; może kiedyś się pochwalę), pobawić się z kotami, upiec muffinki (właśnie, kompletnie zaniedbałam "Do pogryzania przy czytaniu", trzeba coś będzie napisać!) czy jeszcze raz obejrzeć "Galavanta". To akurat rzecz całkiem normalna, że raz ma się ochotę na jedno, a raz na coś innego. Moja wersja prawdziwego kryzysu czytelniczego polega na tym, że chce mi się czytać, ale żadna książka nie może mnie wciągnąć. Grzebię po półkach w poszukiwaniu czegoś ciekawego i nic z tego nie wynika. Przekonałam się już, że są na to dwa sposoby. Pierwszy - to zrobić sobie powtórkę z czegoś dobrze znanego i lubianego. Czasem działa, ale nie zawsze. Wtedy pozostaje wyjście drugie: przeczekać.
Czasem zdarzają się też wersje łagodniejsze, u mnie najczęściej powiązane są z jakimiś gorszymi okresami w życiu. Parę lat temu (gdzieś tak 2010-2011) miałam "czarną dziurę" - czytałam, nawet całkiem dużo, po czym wszystko zapominałam bardzo szybko i dokładnie. Do części tych ksiażek później wróciłam i naprawdę się czułam, jakbym czytała je po raz pierwszy! W tym roku z kolei, wczesną wiosną, byłam w stanie czytać wyłącznie kryminały.
A Wy macie jakieś sposoby na radzenie sobie z kryzysami? A może chociaż powiecie mi, co mam czytać? ;)
Czasem zdarzają się też wersje łagodniejsze, u mnie najczęściej powiązane są z jakimiś gorszymi okresami w życiu. Parę lat temu (gdzieś tak 2010-2011) miałam "czarną dziurę" - czytałam, nawet całkiem dużo, po czym wszystko zapominałam bardzo szybko i dokładnie. Do części tych ksiażek później wróciłam i naprawdę się czułam, jakbym czytała je po raz pierwszy! W tym roku z kolei, wczesną wiosną, byłam w stanie czytać wyłącznie kryminały.
A Wy macie jakieś sposoby na radzenie sobie z kryzysami? A może chociaż powiecie mi, co mam czytać? ;)
Mnie się z kolei chce czytać tak bardzo, że nie wiem, od czego zacząć :-). Do tego stopnia, że po paru rozdziałach jednej książki mam wyrzuty, że nie zabrałam się za inną w kolejce.
OdpowiedzUsuńTak też miewam :) Ale akurat nie tym razem.
UsuńSamolubnie powiem, że "Zardzewiały miecz", jak przyjdzie do Ciebie, bo jestem ciekawa opinii ;). A na kryzysy czytelnicze swoje mam dwa lekarstwa: dobre powtórki (czasami idące w serie, na przykład straż miejska Pratchetta wyciągnęła mnie z takiego kryzysu z rok temu, świetnie go zatem wspominam ;)) i listy. Systematycznie sobie wtedy sprawdzam, co czytać, nie wpadam w kryzysy i dołki (ani w "o rety, tyle książek, tak mało czasu!").
OdpowiedzUsuńPowtórką z Pratchetta też parę razy się leczyłam, ale teraz jestem świeżo po.
UsuńA "Zardzewiały miecz" powinnam mieć już dzisiaj! :D
Przeczekać samo przejdzie. Tak bywa, po prostu. Sięgam po coś inego. A jeśli już muszę czytać (muszę bo chcę) zmieniam gatunek literacki, biorę coś krótkiego, albo sięgam po książki z dzieciństwa/ młodości. Pozdrawiam,
OdpowiedzUsuńKiedy mam "kryzys" czytam mniej i czekam. Czekam, aż mi przejdzie.
OdpowiedzUsuń