To już mój rytuał: nawet, jeżeli jestem wykończona i jest bardzo późno, muszę przed snem przeczytać chociaż dwie-trzy strony, jeżeli czasem zdarzy mi się tego nie zrobić, dzień jest jakiś taki niedokończony i zasypia mi się znacznie gorzej. Już gotowa do snu układam się z książką i czytam aż poczuję, że odpływam. Wtedy tylko szybko gaszę lampkę, przewracam się na drugi bok... i mnie nie ma :)
Do poduszki przeważnie mam inną książkę, niż moja aktualna główna. Najlepiej się sprawdza jakieś bardzo fantastyczne fantasy. Takie typowe, trochę sztampowe, nie za ciężkie, żeby było sporo magii, no i w ogóle, jakieś ratowanie świata itp. - w dzień zwykle trzymam się trochę bliżej rzeczywistości (choć oczywiście też nie zawsze), ale to najlepiej pomaga mi zresetować mózg i się wyciszyć. Co ciekawe - rzadko mi się zdarza, żeby treści przeczytane tuż przed zaśnięciem w jakiś sposób wpływały na moje sny. Trochę szkoda.
Mam tylko jeden problem: nie lubię kończyć książki przed snem, bo potem mam trudności z zaśnięciem - nawet jeżeli losy bohaterów ksiązki nie budziły we mnie szczególnie intensywnych emocji. Dlatego, jeżeli tak się zdarzy, muszę mieć pod ręką coś, co mogę zacząć - wystarczy nawet strona.
uwielbiam czytać przed snem :)
OdpowiedzUsuń