Jak pisałam w poprzedniej notce z tego cyklu, moje muzyczne pory roku zaczynają się wcześniej niż rzeczywiste. W drugiej połowie sierpnia można już wyczuć zbliżającą się jesień, więc i moja playlista zaczyna się wtedy stawać inna niż w lecie, czasem trochę cięższa, czasem trochę bardziej nastrojowa, a nierzadko - taka i taka jednocześnie. Co ciekawe, smęty w głośnikach jesienią wcale nie są związane z moim złym nastrojem. Wręcz przeciwnie, gdzieś tak od końca sierpnia do listopada czuję się znakomicie. Doły za to łapię wiosną.
Piosenka, ochota na którą oznacza dla mnie zbliżanie się jesieni, to "Ariel" z ostatniej płyty Rainbow:
Piosenka, ochota na którą oznacza dla mnie zbliżanie się jesieni, to "Ariel" z ostatniej płyty Rainbow:
Przełom sierpnia i września mocno mi się też kojarzy z muzyką zespołu XIII. Století (prawdę mówiąc lubię tylko te trzy płyty zalinkowane poniżej, mam z nimi masę fajnych skojarzeń, inne mnie kompletnie nie ruszają):
Potem zaczyna się prawdziwa jesień, a prawdziwe jesienne klimaty to dla mnie jeszcze coś innego:
When Nothing Remains - Thy Dark Serenity
Draconian - Arcane Rain Fell
A skoro już przywołałam Draconian - w końcu tej jesieni, w październiku, doczekamy się nowej płyty, pierwszej z nową wokalistką. Będzie nosiła tytuł "Sovran" i drobnych fragmentów można już posłuchać:
Najważniejsza dla mnie jesienna muzyka znalazła się jednak na albumie "Tears Laid In Earth" The 3rd and the Mortal:
Bez odsłuchu, bo będzie osobna notka o tej płycie, podobnie jak o kilku innych moich absolutnie ulubionych.
Znów zmieniając nieco klimat: jesień to dla mnie The Cure. Przede wszystkim "Disintegration" (ale to później, w listopadzie) i świetna koncertówka "Paris":
W ogóle The Cure bardzo lubię, ale tylko w wydaniu dołującym, wersja przebojowa znacznie mniej mi odpowiada.
A jaka jest Wasza jesienna muzyka?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.