niedziela, 23 sierpnia 2015

O poszukiwaniu książek

Zawsze zachęcam do tego, żeby poszukiwać ksiażek aktywnie, wychodzić poza to, co wręcz rzuca się na nas z półek czy innych blogów, nie poprzestawać na mocno promowanych nowościach i najbardziej oczywistych klasykach. Oczywiście klasyków trzeba znać, nowości trzeba śledzić, absolutnie nikogo nie namawiam do odrzucenia jednych czy drugich. Chodzi mi coś zupełnie innego: o zbadanie całego tego wielkiego świata książek, które nie należą do żadnej z tych grup.

Jak ja to robię? Jak szukam książek?

Po pierwsze: trzeba ryzykować. Bo tak naprawdę - to żadne ryzyko. Trzeba tylko sobie uświadomić, że sięgnięcie po książkę nie nakłada na nas obowiązku jej skończenia. Porzucisz po pięćdziesięciu stronach - i tak było warto, bo wiesz, że ten autor czy gatunek nie są dla Ciebie. Kiedy zaczęłam podchodzić do sprawy w ten sposób, czytanie stało się jeszcze wspanialszą przygodą.

Mam dwa główne źródła poszukiwań: biblioteka i antykwariaty. W ten sposób zmniejszam ryzyko wyrzucenia pieniędzy w błoto - biblioteka jest za darmo, a używane książki można kupić w śmiesznych cenach, nawet za złotówkę czy dwie, zwłaszcza te nieco sfatygowane. Wiem, że części osób to przeszkadza, ale to kolejna kwestia, w której trzeba zmienić sposób myślenia. Znaczy - nie trzeba, obowiązku nie ma, ale coś za coś, jeżeli chce się przeżywać czytelnicze przygody za grosze...

Zawsze, będąc w bibliotece, staram się wypożyczyć coś starszego i mało znanego. Tak samo - co jakiś czas, robiąc zakupy książkowe, zamawiam sobie pakę tanich staroci z antykwariatu. Czasem "chwyci" tytuł, czasem okładka, czasem wybieram według klucza tematycznego albo narodowego, czasem po prostu daję zadziałać intuicji. Czasem trafiam na fantastyczną lekturę, czasem na przeciętną, czasem nie kończę - ale już je znam i daje mi to kolejne punkty zaczepienia do poszukiwań. Jest przecież tak, że książki przyciągają inne książki! Czasem bezpośrednio - np. w przypadku książek (popularno)naukowych, gdzie można sięgać po pozycje, na które powołują się autorzy. Czasem mniej bezpośrednio - np. kiedy zainteresuje nas literatura jakiegoś kraju czy okresu i zaczynamy ją zgłębiać. Czasem jeszcze mniej bezpośrednio, w jakiś bardzo tajemniczy sposób - nie umiem tego wytłumaczyć, ale im więcej czytam, tym dłuższą mam listę książek do przeczytania, czego i Wam życzę ;) 

11 komentarzy:

  1. Kocham antykwariaty. To prawdziwa skarbnica książkowych perełek, której teraz prawie nikt nie docenia, a ja tam lubię czytać sfatygowane wydania, szukać w nich śladów dawnych właścicieli i podziwiać starą szatę typograficzną. Co do wybierania pozycji do czytania również zdaję się na intuicję. Jeszcze nigdy mnie nie zawiodła, przeciwnie, dzięki niej odkryłam wiele ciekawych książek, które niekoniecznie wpisywały się w ramy moich gustów czytelniczych. W tej dziedzinie warto być odkrywcą ;) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja co prawda tez lubię antykwariaty (mam w mieście jeden całkiem zacny), ale rzadko w nim ryzykuję. Za to w taniej książce zdarza mi się kupić coś całkiem spontanicznie. Co prawda są to rzeczy z gatunków, które lubię (czyli fantastyka, trochę reportażu i jakieś "zwierzęce" ksiązki, czasem coś z tzw. nurtu głównego, jeśli znam autora), ale już niekoniecznie autorzy, których znam. Jak na razie sobie chwalę.:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tania ksiażka to też dobre źródło i też często wykorzystuję ją w poszukiwaniach.

      Usuń
  3. Jest wiele prawdy w tym, co piszesz. Jednak ja, o ile w przypadku filmu przerwać już się nauczyłem, o tyle w przypadku książki jeszcze nie. Być może nie trafiłem jeszcze na lekturę, aż tak złą, że nie było konieczności przerywać (chociaż 2 razy męczyłem się niemiłosiernie). W każdym razie warto sprawdzać i próbować. Ja początkowo czytałem tylko książki z antykwariatów. Potem - jak stwierdziłem, że niektóre książki muszę mieć koniecznie i fajnie byłoby mieć też inne - zacząłem kupować i była to jedyna forma nabywcza, bo mówiłem sobie, że używanych książek nie chcę, bo takie mam z antykwariatów. Długo się trzymałem, ale tylko do pewnego momentu. Chciałem przeczytać coś, czego dostać w inny sposób się nie dało, więc trzeba było kupić używane. I kupiłem z antykwariatu. Ale książka była bardzo zadbana - zresztą wszystkie tam są, mimo iż mają swoje lata. I od tego czasu się zaczęło, bo używana nie znaczy, zniszczona. Czasem się zdarzy sfatygowana, owszem, ale książka, która ma swoje lata to inna książka niż ta ledwo wyprodukowana, ściągnięta z póki w księgarni. I jeszcze dodatkowo ta przyjemność wyszukiwania, doszukiwania się, o czym pisałaś również, w jakichś stertach, czy kartonach. Niby niczego konkretnego nie szukasz, a coś znajdujesz, co Cię zainteresuje i buźka się cieszy, i bierzesz. Muszę się znowu wybrać na targ staroci, który u nas jest zawsze w pierwszy weekend miesiąca, bo już dawno nie byłem. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie o to chodzi, o czym piszesz pod koniec: szukać bez nastawiania się na to, co masz znaleźć :)

      Usuń
    2. Ale powiem Ci, że największą frajdą jest doszukiwać się książek dla siebie wśród zbiorów rodzinnych (babcia, dziadek, wujek, ciocia). Sam niestety miałem tylko raz taką okazje, ale pamiętam swą radość, jak zobaczyłem stosik dziadka, gdzie co prawda nic dla mnie nie było, ale tak wziąłem dwie książki, żeby mieć od niego. :)

      Usuń
    3. A tak, to też jest super. I w sumie nie wiem, dlaczego o tym nie napisałam w notce. Ja mam fajnie, bo jestem kolejnym pokoleniem czytaczy, wychowałam się wśród książek i weszłam w czytanie z zapasem lektur :) Może też stąd moja sympatia do książek lekko przykurzonych (dosłownie i w przenośni) i noszących ślady używania.

      Usuń
    4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
  4. Pewnie coś w tym jest. Ja niestety nie mam takich czytelniczych pasjonatów w rodzinie. Dziadkiem wyjątkowo coś tam czytał, ale jego już nie ma. U babci pewnie też gdzieś tam jakieś książki by się znalazły, ale w pojedynczych sztukach zakopane i zapomniane. Także ja chyba będę tym najsilniejszym ogniwem, od którego - mam nadzieję - zacznie to przechodzić z pokolenia na pokolenie. :)

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.