Kto czyta w miarę regularnie tego bloga - a osoby, które zetknęły się ze mną w też innych miejscach sieci tym bardziej - wie, że już od lat interesuję się starą (od czasów powieści gotyckiej do mniej więcej lat 40. XX w.) literaturą grozy.
W zasadzie trudno mi jednoznacznie wskazać jeden konkretny moment, który mogłabym uznać za początek tej fascynacji. Jakieś ciągoty w tym kierunku tkwiły we mnie od zawsze - uwielbiałam kreskówki typu Scooby-Doo (dalej mi się zdarza oglądać, ale ciii...) ;) A tak na poważnie - zaczęło się od kilku książek, które były w domu: Poe z białej serii WL, antologia "Czas i śmierć" z czeskimi opowiadaniami, jakiś zeszycik z serii "Nie czytać po zmroku", "Polska nowela fantastyczna" w opracowaniu Tuwima... Potem wypożyczone z biblioteki "Tajemnice zamku Udolpho" i dwa zbiory rosyjskich opowiadań -"Straszna wróżba" i "Opowieści niesamowite z prozy rosyjskiej". Następnie nauczyłam się angielskiego i ruszyło na dobre.
Pierwszą książka, którą przeczytałam po angielsku, były "Wichrowe Wzgórza", czyli też trochę w klimacie, ale potem postanowiłam przerzucić się na opowiadania - wygodniejsze do czytania dla osoby początkującej niż powieść. Udało mi się trafić (to jeszcze nie były czasy intenetowych zakupów z całego świata, jesteśmy w okolicach roku 2000; przy wizytach w większych miastach szukało się księgarni, która miała trochę książek po angielsku) na dwie pozycje z wydawnictwa Senate: "Victorian Ghost Stories" i "True Irish Ghost Stories" (to drugie to nie opowiadania, a relacja o rzekomo prawdziwych nawiedzeniach, ale takie rzeczy też bardzo mnie cieszą). Nieco później pojawił się M. R. James - i to przypieczętowało mój los: stare straszenie zostało ze mną na zawsze.
Potem już polowałam coraz bardziej świadomie. Zaczęłam kupować przez internet, najpierw z Polski, potem z całego świata, przekopywałam antykwariaty. Odkryłam antologie Petera Haininga i kilku innych specjalizujących się w takiej tematyce redaktorów. Zebrałam całkiem solidną już kolekcję - książki, które przedstawiałam w postach o seriach to tylko jej część, wcale nie największa. I cały czas szukam, ciągle coś dokładam.
Co mi się w tych historiach podoba? Klimat, klimat i jeszcze raz klimat! Obrywanie flakami po oczach jest śmiertelnie (:P) nudne, ale dajcie mi opuszczony dom, pełnię księżyca, mgły snujące się po starym cmentarzu i zemstę zza grobu, a będę szczęśliwa!
A Wy? Lubicie takie rzeczy?
Ostatnie zdjęcie - aż przeszły mnie ciarki i to wcale nie dlatego, że nie lubię kotów.
OdpowiedzUsuńTaki właśnie był plan ;)
UsuńJeżeli o mnie chodzi - chyba nie musisz pytać :).
OdpowiedzUsuńW sumie jeszcze nie wiem, czy lubię starą grozę, ale na pewno antologia "Czas i śmierć" jest ekstra (nie wiem tylko, czy aby nie została tak skonstruowana, by stać się wabikiem do literatury czeskiej jako takiej, bo takich stricte opowiadań grozy to jest tam mało) i M. R. James mają u mnie wielkie "tak" :). No bo właśnie -- obrzydlistw w rodzaju latających wnętrzności nie znoszę, ale już to sugestywne strasznie Jamesa, który zresztą nie ukrywa, że nie straszy na serio, jest ciekawe. Właśnie przez klimat!
OdpowiedzUsuńTeż zacząłem od Poego, a zaraz potem trafiłem na Lovecrafta, którego uwielbiam do dziś i choć mam go całą półkę, ciągle znajduję jakieś nowe pozycje. Ostatnio po kilku latach wróciłem do weird fiction - wydawnictwo C&T ma cudowną serię takich pozycji - i nadrobiłem m.in. kultowego "Króla w żółci" Chambersa. Z czystym sercem mogę polecić ;)
OdpowiedzUsuńSerię wydawnictwa C&T dobrze znam, zresztą poświęciłam jej połowę jednej z ostatnich notek.
UsuńNo ba. Powinnam napisać: bu :D
OdpowiedzUsuń